To pytanie powinno się pojawić na samym początku. Choć odpowiedź często wydaje się oczywista, determinowana okolicznościami, to tak naprawdę odpowiedzi należy poszukać o wiele głębiej niż na początku nam się wydaje… Odpowiedź na te cztery sylaby powinna stać się początkiem ważnej podróży w głąb siebie, początkiem swoistego oczyszczenia, a może kamieniem węgielnym pod budowę nowego życia? To zależy tylko od Ciebie…
Zacznijmy od „to” – abyś wiedział/a czy czytać dalej.
Proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa kościelnego często bardzo mylnie zwany „rozwodem kościelnym” to temat, przed którym staje ogromna ilość osób, pełnych niewiedzy lub przekonanych o słuszności wielu internetowych opowieści i porad, często daleko mijających się z prawdą. Jeśli czytasz dalej – to informuję, że nie będzie tu o procedurach, tytułach nieważności i przebiegu procesu, bo na ten temat napisano już tysiące lepszych czy gorszych artykułów. Jeśli motywem do przeprowadzenia tego procesu jest tylko chęć „zemsty”, udowodnienia, że to on/ona byli źli, a ja jestem pokrzywdzoną ofiarą – to też nie bardzo idziemy w tym samym kierunku…
Zajmuję się tym od 22 lat i z setek przeprowadzonych rozmów wiem, że aby dobrze przygotować się do tego procesu, na początek trzeba go zrozumieć. Choć dla wielu osób jest to jakaś fikcja prawna – bo jak stwierdzić nieważność czegoś, co trwało miesiące, lata, zwłaszcza gdy są wspólne dzieci, to jednak od tego aspektu zaczyna się całość pracy nad procesem. Są procesy, w których tytułem nieważności są oszustwa, wprowadzenia w błąd, zatajenia, czy inne „twarde dowody” – tam sytuacja jest klarowna i nimi nie będziemy się teraz zajmować. Zdecydowana jedna większość procesów opiera się na spojrzeniu w głąb siebie… i o tym będzie dalej.
Skoro wiesz już czym jest „to”, spróbujmy pomyśleć „po co”
Proces ma jedno podstawowe zadanie – odpowiedzieć na pytanie, czy w dniu wielkiej gali, pięknych sukien i wytwornych garniturów w momencie, gdy składaliście sobie przysięgę małżeńską, zrobiliście to w sposób ważny w świetle przepisów prawa kościelnego czy nie. Ale nie o prawie będziemy rozmawiać, a o tym, czy w tym dniu i we wszystkich, które doprowadziły do tej decyzji podjęta przez Ciebie decyzja była, odpowiedzialna, przemyślana i świadoma konsekwencji jakie za sobą niesie. Cofnij się więc kilka lub wiele kroków wstecz i postaraj się popatrzeć – na siebie. Nie na swojego byłego/swoją byłą, odrzuć to wszystko co było na ostatnim etapie, co może jeszcze boli, co powoduje negatywne emocje. Wróć do okresu różowych okularów, beztroskiego zakochania, pochopnych decyzji… Wróć do tego co Cię ukształtowało, co i kto budował Twoje wzorce, postawy... A może do tego co Cię skrzywdziło, wypaczyło podejście do ludzi, do związków, do życia...
Kim wtedy byłem/byłam, co mną kierowało i najważniejsze – co sprawiło, że dzisiaj tego żałuję..? Od rozwodu minęło mniej lub więcej czasu, bagaż doświadczeń, może nowa miłość, ale wróć do tego co było wtedy. Po co? Żeby lepiej siebie poznać, żeby zrozumieć, żeby może nie popełniać tych samych błędów. Głównie jednak po to, żeby samemu przed sobą odpowiedzieć na często niewygodne pytania, często przemilczane publicznie sprawy. Jeśli przejdziesz tę drogę otwarcie, głęboko, to będzie ona niesamowitą okazją na rozwój, może nowy start, może ostateczne zamknięcie tego co w głębi nadal męczy. Będzie swoistym catharsis. Sprawi, że z bardzo nieprzyjemnej rzeczywistości jaką był rozwód, a teraz proces o nieważność wyjdziesz zwycięsko – bez względu na wyrok sądu.
Pytanie „po co” ma więc w tej sytuacji dwa aspekty. Po co mi ten proces? Ale też po co mi było to małżeństwo. Jak odpowiesz sobie szczerze na to drugie, to łatwiej zrozumiesz to pierwsze. Związek dwojga ludzi niesie za sobą niezliczoną ilość praw, obowiązków, cudownych chwil i ciężkich sytuacji, przyjemności i płaczu, uniesień i upadków. Jest to fascynująca podróż przez życie – tylko czy ja na tą podróż dobrze się spakowałem/spakowałam…?? Czy w bagażu znalazły się cierpliwość, kompromis, dialog, czy brakło na nie miejsca, bo walizkę wypełniły egoizm, oczekiwania i sekrety? Ile tam było miłości do niej/do niego, a ile do siebie? Co stało na szalach wagi? Co można było zrobić inaczej? Uważasz, że te pytania dzisiaj nie mają już sensu…?? to postaraj się odpowiedzieć na nie szczerze i zrób to zanim postanowisz wyruszyć w kolejną podróż.
Tak łatwo nam w życiu oceniać innych i tak bardzo boimy się odejść kilka kroków i spojrzeć na siebie z boku, z góry. Może właśnie ten proces stanie się do tego doskonałą okazją.
Tu nie walczysz o majątek, o dzieci, o alimenty… Tu masz szansę zawalczyć o siebie, dla siebie...
Sąd może stwierdzić ważność, lub nieważność tego małżeństwa, ale o wiele ważniejsze jest to, co Ty stwierdzisz i co z tym zrobisz dalej.
Po co? Już wiesz…. Czy warto? - odpowiedz sobie…
Jeśli podejmiesz decyzję, że tak, to znajdź dobrego i doświadczonego prawnika, który pomoże Ci przez to przejść, dla którego nie będziesz kolejnym numerem sprawy, ale Osobą, którą czeka może jedno z najważniejszych zadań w życiu.
Nie daj się skusić propozycjami, że można to załatwić za X PLN. Jeśli ktoś na początku obiecuje Ci wynik – to proces staje się bez sensu – nie ten sądowy, a Twój wewnętrzny. Bo często wynik tego wewnętrznego procesu będzie miał niebotycznie większe znaczenie dla Twojego życia niż zapis na papierze wyroku sądu.
Po co mi to?
Jednym z wiary, innym z przekonania o własnej słuszności, innym z przymusu sytuacji bądź innej osoby. Każdy ma swoje powody, ale ważne, żeby w każdym z tych powodów potrafić znaleźć miejsce na to co najważniejsze – spojrzenie na siebie wtedy i teraz…
Krzysztof Juszczyk, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prawnik, mgr lic. Prawa Kanonicznego, od 22 lat pomaga w przejściu przez proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa kościelnego Klientom z całej Polski i zagranicy.
Kontakt:
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
tel.: 504 035 359