Popularność Krzysztofa Antkowiaka zaczęła się w 1988 roku po występie na festiwalu w Opolu. Krzysztof wykonał wtedy utwór „Zakazany owoc”. Do dzisiaj śmieje się, że wyśpiewał sobie przyszłość. Ale oprócz popularności przyszła też inna emocja – zazdrość ze strony kolegów i nauczycieli w szkole. Krzysztof doświadczył tego na własnej skórze. Potem przyszły lata 90. Knajpy pękały w szwach. Życie towarzyskie kwitło, ludzie się bawili. Krzysztof Antkowiak również zaczął smakować tego życia. I z czasem stał się weekendowym alkoholikiem. Zaczął też uprawiać nałogowo hazard.
W szczerej rozmowie opowiada, kto pomógł mu z tego wyjść, kim jest dla niego Jezus Chrystus i czym jest dla niego energia życia.
Zapraszamy do lektury.
Energia Życia: Masz za sobą wiele trudnych, życiowych doświadczeń. Hazard, problemy z alkoholem. Opowiedz, o tych doświadczeniach.
Krzysztof Antkowiak: Myślę, że złożyły się na to skrajne emocje, których doświadczyłem po występie w Opolu. Z jednej strony była to rozpoznawalność, radość, że mogłem wystąpić na scenie i śpiewać dla publiczności. Z drugiej taka zazdrość ze strony kolegów i nauczycieli w szkole. Nie radziłem sobie z tym. Z czasem zacząłem sięgać po alkohol w weekendy. Pierwsze doświadczenia alkoholowe miałem, będąc nastolatkiem.
Kamila Stolarczyk: Nie mogłeś poradzić sobie z tymi dwiema emocjami?
KA: Dwiema skrajnymi emocjami. To był taki kontrast. Z jednej strony uwielbienie, z drugiej nienawiść. Dla młodego człowieka to zbyt duży ciężar do udźwignięcia. Byłem rozwalony emocjonalnie. Sięgałem po alkohol, żeby się znieczulić. A wiadomo, że niczemu to nie służy. To znaczy służy, ale tylko na chwilę.
EŻ: Nie miałeś nikogo obok – rodzina, przyjaciel – kto mógłby Cię wspierać?
KA: Jak masz takie silne bodźce na ulicy, w szkole, przed blokiem, to ciężko o wsparcie. Miałem kochających rodziców, którzy starali się mi pomóc, ale ich też to przerastało, dlatego sięgałem po alkohol. Później przyszedł jeszcze hazard. Na szczęście nie miałem problemów z narkotykami. Ale to hazard sprawił, że w moim życiu pojawiła się ściana.
KS: No dobrze, ja wrócę jeszcze do tego „Zakazanego owocu”. Z dnia na dzień stałeś się najbardziej rozpoznawalnym nastolatkiem w Polsce. Jak to wtedy odbierałeś?
KA: Byłem zaskoczony, tym, co działo się po festiwalu. Pojechałem z rodzicami na wakacje i wszędzie grali tę piosenkę. Pamiętam też, że na polu namiotowym moi rówieśnicy zaczęła mnie rozpoznawać. I myślałem, że to w porządku, że jest fajnie. Ale po powrocie do Poznania, doświadczyłem dużo zazdrości ze strony nauczycieli i rówieśników. I to były te dwie skrajności, o których już mówiłem. Z jednej strony koncerty, z drugiej szara rzeczywistość. No bo jak byście się czuli, gdyby nauczyciel mówił na lekcji „a co nam dzisiaj ta gwiazda powie?”. Słyszałem te zdania i było mi niefajnie.
EŻ: Czy to, czego doświadczyłeś, można współczesnym językiem nazwać, że to był hejt?
KA: Myślę, że tak. I ja go doznałem prosto w oczy. Nie było wtedy Internetu. Ten hejt przejawiał się na ulicy, kiedy kilku kolesi otaczało mnie, chcąc pobić tylko dlatego, że plakaty ze mną wisiały nad łóżkami ich dziewczyn.
EŻ: Zobacz, jak my dzisiaj jesteśmy przygotowani na ten hejt. Ktoś kto decyduje się robić coś publicznie, może się na to przygotować. Ty nie miałeś takiej możliwości, a dodatkowo mówiono Ci przykre słowa prosto w oczy. Dzisiaj nastolatek z perspektywy własnego monitora może napisać obraźliwy komentarz, bo wie, że nie poniesie żadnych konsekwencji.
KA: W latach 80. nie było takich narzędzi, jakie są dostępne dzisiaj. Ludzie są bardziej świadomi wszystkiego. Jak wychodzisz na arenę publiczną, musisz liczyć się z tym, że jeden cię pokocha, drugi znienawidzi. Dzisiaj mamy narzędzia, żeby sobie z tym radzić. Ja byłem zwykłym chłopakiem z osiedla, który ukochał sobie muzykę. Mój ojciec też zajmował się muzyką, brat również. I ja lubiłem śpiewać. Wygrałem festiwal w Koninie, ktoś mnie zauważył i zaprosił do Opola. Ale nikt nie był przygotowany na taki sukces. Bardzo się cieszyłem, że jadę na taki ważny festiwal.
KS: Powiedziałeś, że stałeś sięgałeś w weekendy po alkohol. Jak się wtedy czułeś?
KA: Lubiłem chodzić ze znajomymi na imprezy. Lubiłem dobrze się bawić. Celebrować chwilę, zapominać o rzeczywistości. Ogólnie spotkań było znacznie więcej niż teraz. Knajpy pękały w szwach. Moje pokolenie było zachwycone latami 90., kiedy w klubach pojawiały się stoły bilardowe, był dostęp do wszystkiego. Takie czasy sprzyjały życiu towarzyskiemu, które wchodziło powoli w krew. I któregoś weekendu stwierdzasz, że weszło Ci to w krew.
EŻ: Pojawił się alkohol. I z czasem pojawił się hazard...
KA: Nie myślałem, że będę miał do tego ciągoty. Teraz wiem, że .....
Jeśli chcesz mieć dostęp do całego wydania ENERGII Życia
* zamów jednororazowo egzemplarz
Zakup stacjonarnie w salonikach prasowych EMPiK lub Inmedio