Ma Pan/Pani raka.
Co byś zrobił/zrobiła, gdybyś usłyszał/usłyszała taką diagnozę?
Pożegnał/pożegnała się z bliskimi? Zrezygnował/zrezygnowała z pracy? A może zacząłbyś/zaczęłabyś szukać innej pracy dorywczej, żeby zapewnić lepszy byt swojej rodzinie?
Zasmucił/zasmuciła się, zamknął/zamknęła w domu i czekał/czekała na najgorsze?
A może właśnie uznał/uznała, że choroba nowotworowa, to początek zmiany Twojego życia? Zmiany na lepsze.
W ten sposób zaczęła żyć Sylwia Pogorzelska, u której wykryto nowotwór piersi. Sylwia zaczęła spełniać marzenia, zaczęła być wdzięczna za każdą chwilę życia.
Jak wyglądała jej przemiana? Jakim była człowiekiem „przed rakiem"? O czym napisała książkę? Zapraszamy do lektury tej pełnej emocji rozmowy.
Energia Życia: Sylwio, co takiego zdarzyło się w Twoim życiu, że zmieniło je o 180 stopni? Pamiętasz, jakie emocje Ci wtedy towarzyszyły?
Sylwia Pogorzelska: Tym wydarzeniem była diagnoza nowotworu piersi, z przerzutami do węzłów chłonnych. I z racji tego, że rak ma „dobry marketing" - przestraszyłam się nie na żarty. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że to była dla mnie moment zwrotny, że wystarczy odpowiednio ułożyć moją własną energię do informacji które usłyszałam. Po chwili zwątpienia, uwierzyłam, że rak to nie wyrok śmierci, ale szansa na rozpoczęcie życia w zgodzie ze sobą. Nie tylko rak, ale każda choroba jest szansą na takie życie. Gramy rolę matki, żony, sąsiadki, pracownicy. Kiedy wieczorem patrzymy w lustro, to wtedy, po zdjęciu tych ról w które wchodzimy, możemy zapytać siebie kim naprawdę jesteśmy. Większość z nas nie zna jednak odpowiedzi na to pytanie. Paradoksalnie rak spowodował, że odnalazłam odpowiedź na to pytanie i dzięki temu odnalazłam swoje szczęście.
Kamila Stolarczyk: Zaczęłaś wtedy pisać swój własny scenariusz.
SP: Tak. Pamiętam, że jeszcze przed diagnozą chciałam polecieć do Stanów Zjednoczonych. Ale nigdy nie było na to czasu. W trakcie leczenia, krótko po operacji , z niezagojoną raną kupiłam bilet do Nowego Jorku. Umówiłam się ze sobą, że po wylądowaniu w Stanach rana mi się zagoi. I dokładnie tak było! Takich cudów jak je dzisiaj nazywam było naprawdę dużo.
KS: Czym się wtedy zajmowałaś zawodowo? Jeśli w ogóle czymś się zajmowałaś?
SP: Tak, pracowałam od dwudziestu lat w transporcie międzynarodowym. Pracowałam w poważnych firmach, ale nie było to moje powołanie. Raczej żyłam w trybie - może nie jest najlepiej ale za to na koniec miesiąca zawsze mam wypłatę. To wymagająca praca i przez większość czasu bardzo stresująca. Kierowca nie odbiera, a Klient wykonuje już czterdziesty piąty telefon, pytając, gdzie jest towar. Rozmawiałam non stop przez telefon i miałam tego naprawdę dość. Krótko po diagnozie podjęłam decyzję, że nie chcę już wracać do takiej pracy.
KS: Odważna jesteś, że rzuciłaś pracę. Człowiek wtedy szuka takiego zaplecza socjalnego: praca, wynagrodzenie, pieniądze na leki. A Ty zrobiłaś wbrew klasyce.
SP: Dzisiaj pewnie bym to jakoś wytłumaczyła. Wtedy kompletnie nie wiedziałam, dlaczego podejmuję taką decyzję. Czułam, że muszę odciąć się od wszystkiego, co mnie wykańcza, denerwuje. Pomogła mi wtedy intuicja.
EŻ: Jaką byłaś wtedy osobą? Jak patrzyłaś na rodzinę, zdrowie, pieniądze?
SP: Byłam najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie. Uważałam, że cały świat jest przeciwko mnie. Każdy rzuca mi kłody pod nogi i nic w życiu nie uda mi się osiągnąć. Uważałam, że trzeba mieć znajomości i wszyscy mają lepiej ode mnie. Gdy dostałam diagnozę, to myślałam, że tak skończy się moje okropne życie. Byłam smutną, wyczerpaną i zgorzkniałą osobą.
EŻ: Na swojej stronie internetowej piszesz, że po kilku dniach od usłyszenia diagnozy podniosłaś się z kolan. Udało Ci się to dzięki własnej sile, czy ktoś Ci pomógł?
SP: Pamiętam, że pierwszą osobą, do której zadzwoniłam, gdy wiedziałam, że to nowotwór, była moja znajoma, Lidia Piechota. I pamiętam słowa, które wtedy wypowiedziała: spoko, ogarniemy. To otworzyło mi jakąś zakładkę w głowie. Dam Ci namiary na koleżankę – powiedziała później. Koleżanka z kolei dała mi namiar na Marcina Jabłońskiego, który był kiedyś mistrzem Polski w kulturystyce. Potężny facet (śmiech). Czułam, że muszę do niego zadzwonić. Dobra, spotkajmy się – powiedział Marcin. Spotkaliśmy się na siłowni. Myślałam, że będę ćwiczyć czy coś takiego. A on wyjął książkę Tajemnice podświadomości Walerija Sinielnikowa i zapytał mnie: Komu musisz najpierw wybaczyć? To było jak uderzenie młotkiem w żyrandol! Chłop wielki jak szafa trzydrzwiowa i zadaje mi takie pytanie, po którym się rozklejam. To było coś niesamowitego. Podarował mi książkę, ale to był tylko początek. Cały czas czułam ciężar tego pytania, które mi zadał. Jadąc do szpitala na badania zastanawiałam się komu muszę wybaczyć. Kupiłam kilka książek o podobnej tematyce. I zaczęło mnie to wszystko „kręcić". Zaczęłam pochłaniać coraz więcej książek, filmów, wykładów. Kiedy wyszłam ze szpitala i czekałam na diagnozę, byłam już lata świetlne dalej w tematyce samorozwoju, duchowości, wdzięczności. Po diagnozie wizualizowałam sobie i widziałam oczyma wyobraźni jak moja pani onkolog wstaje i mówi mi, że jestem zdrowa. A kiedy już byłam zdrowa, to pani doktor powiedziała mi to tak dokładnie, jak w mojej wizualizacji. Ciało i otoczenie dostosowało się do myśli.
KS: Czym jest dla Ciebie Energia życia? Czy czujesz ją na co dzień?
SP: Życie to energia. Energia życia jest związana z przepływem, z tym, czego doświadczamy. Z radością, szczęściem, uśmiechem. Z wdzięcznością. Jeśli marnotrawimy czas na narzekanie, to nie wykorzystujemy jej. Nieustannie praktykuję wdzięczność. Jestem wdzięcznością. Pan Bóg przygotował nam na Ziemi taką „piaskownicę" do zabawy i powinniśmy z niej korzystać. A nie skupiać się na tragediach.
EŻ: Gdzie leży piękno kobiety?
SP: Piękno to nic zewnętrznego. Teraz to wiem. Ale do momentu, kiedy nie dostałam diagnozy, byłam bardzo zakompleksioną osobą. Cellulit, krzywe nogi, sucha skóra i sto innych mankamentów. Tu nie tak, tu nie wyglądam dobrze. Po leczeniu naprawdę zostałam fizycznie oszpecona – usunięte piersi, blizny pooperacyjne, utrata włosów, brwi, rzęs. Dzięki pozbawieniu mnie atrybutów kobiecości odkryłam jaką osobą jestem w środku. Odkryłam pokłady dobroci, miłości, szczerości, lojalności. Przestało mnie interesować, jak wyglądam na zewnątrz. W momencie, kiedy zrozumiesz, że cały Wszechświat jest w Tobie, kiedy zaczynasz się akceptować, to zaczynasz uważać się za atrakcyjną osobę. I tym samym promieniejesz na zewnątrz. Piękno człowieka nie jest w jego wyglądzie.
EŻ: Dzięki swojemu doświadczeniu rozwinęłaś skrzydła, zaczęłaś realizować marzenia. Czy gdyby nie to, nie spełniałabyś swoich marzeń i planów?
SP: Trudno mi powiedzieć, czy bym ich teraz nie spełniła. Przed diagnozą na pewno nie. Byłam inną osobą. Nie tą, która spełnia marzenia, ale taką, która jest niezadowolona z tego, że ich nie spełnia. Uważałam, że mam pod górkę.
EŻ: Na bazie swojego doświadczenia napisałaś książkę Jestem wdzięczna za raka. Na czym najbardziej skupiłaś się w tej książce?
SP: Na samym początku książki napisałam, że nie jest to książka o umieraniu, ale o życiu. I zawarłam tam tony najlepszych energii na świecie. Moją intencją przy pisaniu tej pozycji było to, aby pomóc wszystkim kobietom z rakiem bądź rodzinom kobiet z rakiem. Co ciekawe, mężczyźni też ją czytają. Poprzez książkę chciałam wspomóc osoby w chorobie nowotworowej, żeby przeszły przez nią z uśmiechem. I żeby stały się innymi osobami po tej całej procedurze medycznej. I żeby zaczęły być wdzięczne. Skoro mi się to udało, to im też się uda. To jest do zrobienia. Myślę, że rak to „choroba psychiczna". To znaczy, jeśli coś dzieje się w naszym ciele, co jest niezgodne z nami, to ona przychodzi. To jest wspólny mianownik dla osób chorych.
EŻ: Czy sugerujesz w książce, jaką formę leczenia wybrać?
SP: Nie mogę tego zrobić, bo każda osoba, każdy organizm jest inny. Ja opisuję swoje doświadczenie i procedury, z których korzystałam. Ale nie ma złotego środka dla wszystkich. Wychodzenie z choroby to praca na kilku płaszczyznach. Na płaszczyźnie emocjonalnej, społecznej. Jeśli coś zadziałało u mnie, to nie znaczy, że u kogoś też zadziała. I odwrotnie. A pamiętajmy, że zdrowieją ci ludzie, którzy wierzą, w to, co robią.
EŻ: Masz jedenastoletnią córkę Olę. Jak mówiłaś jej o tym wszystkim, o nowotworze?
SP: Ola od samego początku mojej choroby, wiedziała, czym jest rak. W tym samym czasie chorowała też moja kuzynka. Często u nas bywała. Ola wiedziała, że takim osobom wypadają włosy, są chude. Po diagnozie uprzedziłam córkę, że ja za chwilę też taka będę. Ale nie używałam słowa rak. I na tyle ją w tym uświadomiłam, że uważała nowotwór za normalną rzecz. Wiedziała, że zaraz wyzdrowieję i dalej sobie będziemy wszyscy razem żyć. Miała wtedy niespełna siedem lat i myślę, że nie wszystko jeszcze rozumiała.
EŻ: Na stronie internetowej mamy też możliwość zakupienia e-booka Jak wspomagałam się w chorobie nowotworowej? Co tam znajdziemy?
SP: E-book powstał dlatego, że po wydaniu książki dostałam setki wiadomości z pytaniami, czym się suplementowałam, jakie techniki stosowałam , z czego korzystałam w trakcie powrotu do zdrowia. W e-booku zebrałam te wszystkie informacje. Należy jednak pamiętać, że każdy z nas jest inny i jeśli mi coś pomogło, to nie znaczy, że komuś też pomoże. Suplementację należy dobierać indywidualnie. Zawsze po wcześniejszych badaniach niedoborów i na pewno nie na własną rękę.
EŻ: Czy osoby, które walczą z nowotworem, mogą zgłaszać się do Ciebie po wsparcie?
SP: Na początku odpisywałam każdej osobie, która poprosiła mnie o pomoc, dobre słowo czy wsparcie. Szybko mnie to emocjonalnie przerosło. Założyłam fanpage na Facebooku i staram się przekazywać wszystko co mi towarzyszyło w zdrowieniu. Teraz bardzo rzadko odpowiadam w prywatnych wiadomościach.
EŻ: Jakie emocje towarzyszą osobom, które dowiadują się, że mają raka? Strach, przerażenie, złość, utrata wiary?
SP: Wszystkie te, jak również czterysta dodatkowych (śmiech). Mówimy tu o sytuacji, kiedy ludzie traktują nowotwór jako wyrok śmierci. Cudownie jest, kiedy ludzie traktują chorobę jako punkt zwrotny. Kocham słowo: wybieram. Bo możesz wybrać: czekasz na śmierć albo zaczynasz żyć. Wbrew statystykom. Oczywiście chwile słabości pojawiają się u każdego na początku, ja również takie miałam, ale nie pozwalałam im rozgościć się na dłużej.
KS: Czy podczas terapii bardziej słuchałaś lekarzy, rodziny czy swojego wewnętrznego głosu?
SP: Intuicja, intuicja i jeszcze raz intuicja. Każdy ją ma, ale niewielu potrafi z niej dobrze korzystać. Ale to my sami zabijamy intuicję w naszych dzieciach. W szkołach zabijamy kreatywność, wyjście poza szablon.
Pamiętam, że kiedyś nie podjęłabym żadnej decyzji biznesowej, gdybym nie sprawdziła czegoś do cna. Dzisiaj podejmuję takie decyzje w oparciu o intuicję. Dodam, że to genialny sposób na zaoszczędzenie czasu. Czujemy czy jest to właściwe i jeśli jest to robimy.
EŻ: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że jeśli przestajesz wierzyć w cuda, to jest to moment, kiedy umierasz. Kiedy uwierzysz, że cuda istnieją, to moment, kiedy zaczynasz zdrowieć. Czy uważasz, że Twój powrót do zdrowia to był cud?
SP: Oczywiście, że tak uważam. Wszystko co wydarzyło się od czasu choroby, jest cudem. A najlepsze jest to, że nie mogę uwierzyć w to, że wcześniej tego nie widziałam. To takie przykre, że ciągle są tacy ,którzy twierdzą, że ich życie jest „do bani". Tyle miliardów planet, gwiazd, cały Wszechświat. A Ty człowieku materializujesz się na tej planecie. Czy to nie cud? W kosmosie nie znam większego.
EŻ: Co pomogło Ci przezwyciężyć tę chorobę? Wiara w coś?
SP: Na pewno uważam, że jest coś/Ktoś ponad nami. To wszystko nie powstało z chaosu. I nie ma znaczenia, czy ktoś to nazywa Bogiem, Energią, Źródłem... Cokolwiek to jest, jest ponad nami.
Przez wiele lat miałam problemy z Bogiem. Później zrozumiałam, że były to raczej problemy z kościołem, a nie Bogiem. Ale od momentu, kiedy w moim życiu zaczęło się zmieniać, uwierzyłam, że Bóg istnieje. Wróciłam do głębokiej wiary.
Tak jak jest napisane w Piśmie Świętym, Bóg uczynił nas na swoje podobieństwo. W każdym z nas jest zatem cząstka Boga.
Jeśli pytacie o wiarę, to wierzę w Boga, ale też w siebie.
EŻ: Jak myślisz, a może to wiesz, dlaczego zachorowałaś na raka? Dieta, styl życia, geny?
SP: Jak już mówiłam, rak jest dla mnie „chorobą psychiczną". Jeśli jesteśmy osobami, które nie żyją w zgodzie ze sobą, zaciskają zęby i brną do przodu, aby tylko zyskać akceptację otoczenia, to ile to ciało jest w stanie wytrzymać? Niewiele. Bardzo często rozmawiam z kobietami, które zachorowały na raka. Zawsze pytałam, czy są w życiu szczęśliwe. I okazuje się, że to były skrajnie nieszczęśliwe osoby. Na każdą przewlekłą chorobę, nie tylko na nowotwór, wpływa styl życia, otoczenie, toksyczne relacje, doświadczenia i środowisko.
EŻ: Czy stosujesz praktykę wdzięczności?
SP: Ja już nie stosuję praktyki wdzięczności... Ja jestem WDZIĘCZNOŚCIĄ! Zrozumieją mnie osoby, które stosują tę praktykę, a właściwie już przestały ją stosować, bo same stały się wdzięcznością.
EŻ: Czujesz, że czegoś w życiu nie dokonałaś?
SP: Absolutnie. Nie mam w sobie żadnego braku. Czuję się spełniona. Kiedyś brakowało mi wszystkiego. Teraz mam już wszystko.
EŻ: Na Facebooku obserwuje Cię prawię piętnaście tysięcy osób. Jesteś dla tych ludzi inspiracją. Co chcesz im przekazać, czego nauczyć?
SP: Myślę, że tych osób niczego nie muszę już uczyć. To najlepsza społeczność „w internetach" (śmiech). To cudowni, pełni wsparcia ludzie, którzy przychodzą na fanpage, aby dawać sobie moc, miłość, wsparcie. Sama nie wiem, jak to się stało, że oglądają mnie osoby z tak otwartymi sercami. Na moim fanpage'u nie ma hejtu, zawiści. Czym sobie na taką publiczność zasłużyłam? Może podobne przyciąga podobne... (śmiech).
EŻ: Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć i przekazać wszystkim ludziom na świecie?
SP: Chciałabym poruszyć dwie kwestie. Po pierwsze, całe nasze życie to nasza historia. Historia nas samych. Nie ma niczego na zewnątrz. Jeśli doświadczamy sytuacji, zarówno tych przykrych, jak i pozytywnych, to musimy zadać sobie pytanie, po co to się wydarzyło? Jaką naszą cechę ma każde zdarzenie pokazać? Musimy dotrzeć do głębi siebie, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, kim naprawdę jesteśmy. Jeśli znajdziemy tę odpowiedź - przyjdą cudy.
Po drugie, zawsze mamy wybór! Choćby działy się najgorsze rzeczy w naszym życiu. Jeśli nawet wiemy, że za trzy dni umrzemy, to możemy wybrać, jak odejdziemy z tego świata. Czy pogodzeni sami ze sobą, czy nie. Jeśli wybierzemy w naszym życiu dobroć i miłość, to wzrastamy w ogromnie szybkim tempie i rozpalamy coraz więcej osób.
EŻ: Czego możemy Ci życzyć?
SP: Żebym dalej czuła się spełniona. Żeby ten stan trwał. Nie chcę być ani w innym miejscu swojego życia ani innej przestrzeni. Cieszy mnie ten spokój, którego doświadczam. Życzcie mi tego spokoju.
EŻ: Tego życzymy. Dziękujemy za rozmowę.
SP: Dziękuję bardzo.