Bartłomiej Piech długo szukał swojego powołania w życiu i miejsca na Ziemi. Najpierw ukończył studia z filologii angielskiej ze specjalizacją nauczycielską, później studia podyplomowe z coachingu. Chciał wprowadzić nową świeżość, lepszą jakość do nauczania języka angielskiego. Jednak gdy nadarzyła się okazja, wyjechał do Anglii. Znalazł się w Brighton, dosłownie zostawiając wszystko i wszystkich w Polsce. Nowy, lepszy świat. Zachód Europy. Inne życie.
Jak bardzo rzeczywistość okazała się brutalna, Bartłomiej wie najlepiej. Po pół roku wrócił na krótko na wakacje do Polski, po których ponownie miał lecieć na Wyspy. Wszechświat wyraźnie powiedział mu jednak „Stop!”. Zrozumiał, że jego miejsce jest w Polsce. Żyją tu setki osób, które potrzebują jego pomocy. Dlatego został w ojczyźnie.
Obecnie Bartłomiej prowadzi własną markę Bigger Picture, poprzez którą udziela prywatnych lekcji języka angielskiego. Są to jednak lekcje nietuzinkowe. Jak mówi sam zainteresowany, chce wprowadzić rewolucję w nauczaniu języka angielskiego. Na czym polega ta rewolucja? Jak było z tym wyjazdem do Anglii? Jak Wszechświat zatrzymał Bartłomieja na miejscu?
O tym opowiada w rozmowie z nami.
EŻ: Bartłomieju, jest nam niezmiernie miło, że gościsz na łamach Energii Życia. Jesteś osobą, która długo szukała swojego miejsca, zajęcia, powołania w życiu. Powiedz, czy teraz jesteś we właściwym miejscu?
Bartłomiej Piech: Myślę, że jestem w miejscu, w którym miałem być, ale jeszcze nie w miejscu, do którego zmierzam. Przez ostatni rok dostałem bardzo dużo informacji zwrotnych na temat tego, co robię i że jest to po prostu potrzebne. I żebym dalej działał tak, jak działam, po swojemu, bo jest to w porządku. Przez kilka ostatnich lat pozbyłem się wielu fałszywych, krzywdzących założeń na własny temat i czuję, że w końcu ta energia przepływa przeze mnie. Nie czuję żadnych więzów, które by mnie blokowały albo tworzyły w moim życiu błędne koło. Rzeczy zawodowe mam już poukładane. Czuję, myślę i widzę, że jestem na właściwej drodze.
EŻ: Porozmawiajmy o Twojej historii, żeby czytelnicy mogli Cię lepiej poznać. Poszedłeś na filologię angielską ze specjalizacją nauczycielską. Dlaczego wybrałeś właśnie takie studia?
BP: Decyzja o pójściu na takie studia przyszła do mnie w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie, ponieważ kiedy ją rozważałem, miałem perspektywę, żeby zostać… nikim. Nic nie studiować, jakoś sobie życie poukładać powoli. Albo nie. A pracowałem wtedy w przetwórni owoców. Po drugiej stronie taśmy stał Oktawian - tylko tyle o nim wtedy wiedziałem - i z luźnej pogawędki dowiedziałem się, że studiuje filologię angielską. Oktawian powiedział mi, że jeszcze można składać papiery i zacząć studia. I nagle olśnienie! Mogę pójść na coś, co sam wybiorę. Dlaczego tak mówię? Ponieważ gdy ostatni raz miałem pomysł na siebie i chciałem iść do liceum plastycznego to rodzice posłali mnie do liceum ogólnokształcącego. Czułem się kompletnie nieswój w „ogólniaku”. Ta świadomość, że mam nową szansę wybrać sercem, zrodziła we mnie myśl, że mogę zostać nauczycielem, którego mi brakowało w szkole. Że mogę zaoferować, to czego wcześniej nie było. Być lepszym nauczycielem i pozwolić uczniom być lepszymi w tym co oni robią. Potraktować ucznia jak człowieka, a nie jak numer na liście. Zacząłem ciepło o tym wszystkim myśleć. I dostałem się tam. Te trzy lata studiów to było coś fantastycznego.
EŻ: Ta werwa do pracy jako nauczyciel później zgasła, prawda?
BP: Tak, ponieważ gdziekolwiek chciałem się wtedy zatrudnić jako nauczyciel języka angielskiego, otrzymywałem odpowiedź, że “ma pan niepełne studia, bo tylko licencjat”. A zostanie nauczycielem było moim marzeniem. Dlatego zrobiłem „magisterkę”. Ale było to niejako narzucone przez całe otoczenie. Po dwuletnich studiach magisterskich wyszedłem z nich jakoś zniesmaczony. Nie czułem się cenny i ważny. Bardziej jakiś taki wybrakowany, trefny. Czułem, że coś jest ze mną nie tak. Szukałem pracy jako nauczyciel, ale z przekonaniem, że się nie nadaję. Zacząłem myśleć, że jestem za słaby.
Przyszedł zatem czas na szukanie odpowiedzi, czy taki jestem naprawdę. Pomyślałem o studiach psychologicznych, ale te trwają pięć lat, a nie chciałem tracić czasu. Wybrałem studia podyplomowe z psychologii pozytywnej, czyli coachingu, które trwały dwa lata. Na jednych z pierwszych zajęć prowadząca powiedziała, że może zademonstrować nam taką rozmowę coachingową. Ja oczywiście zgłosiłem się jako pierwszy chętny.
EŻ: I jak poszła rozmowa?
BP: Pani zadała mi dwa pytania: Jak chciałbyś, żeby wyglądała Twoja praca nauczyciela? oraz Jakie z Twoich posiadanych już zasobów (talentów, umiejętności i predyspozycji) mógłbyś użyć do tego celu? Gdy odpowiedziałem na te pytania poczułem, że wyrastają mi skrzydła. Że wszystko ze mną w porządku i mogę uczyć języka angielskiego. Mój pomysł na innowacyjne podejście w nauce języka obcego jest OK i można doposażyć go w inne rzeczy. Dzisiaj wiem, że to był najważniejszy albo jeden z ważniejszych dni w moim życiu. Wtedy stałem się Nauczycielem. Albo inaczej, poczułem się jak osoba kompetentna do pracy z ludźmi jako nauczyciel. Dodatkowo, koledzy i koleżanki z roku, wyznali mi na przerwie, że mój pomysł bardzo im się podoba! To było niezwykle budujące. Tydzień po tym zdarzeniu zamieściłem w Internecie moje pierwsze ogłoszenie o lekcjach prywatnych.
Coaching pomógł mi odnaleźć siebie, więc ja dzisiaj coachingiem pomagam innym.
Jeśli chcesz mieć dostęp do całego wydania ENERGII Życia
* zamów jednorazowo egzemplarz
Zakup stacjonarnie w salonikach prasowych EMPiK lub Inmedio