Katarzyna Bujakiewicz. Aktorka teatralna, filmowa i serialowa. Działaczka społeczna, podróżniczka, edukatorka, influencerka, instagramerka, ale także matka, żona, córka, przyjaciółka i, jak sama mówi, „prawdziwa, normalna kobieta”. Odważnie opowiada o życiu w zgodzie ze sobą, rozwoju osobistym i inspiruje kobiety do akceptacji siebie oraz bycia bliżej natury.
Kasiu, jesteś znaną aktorką, ale też działasz charytatywnie, edukujesz, podróżujesz i dzielisz się swoim rozwojem na Instagramie, mówiąc o naturze, zdrowym stylu życia i o byciu prawdziwą. Zacznijmy więc od tej prawdy. Czym jest dla Ciebie?
To jest po prostu życie w zgodzie ze sobą. Nie szukanie tej prawdy i autentyczności gdzie indziej, tylko i wyłącznie w sobie. Nie udawanie kogoś, kim nie jestem. Nie udawanie przed światem, na przykład celebrytki, i wchodzenie w rolę wielkiej gwiazdy. Prawda dla mnie to bycie prawdziwą, normalną kobietą, koleżanką, przyjaciółką, żoną, matką w sposób zgodny z moimi wartościami i potrzebami.
Kiedy to się stało, że zaczęłaś interesować się swoim rozwojem osobistym, bardziej ufać sobie i cenić kontakt z naturą?
Kontakt z naturą miałam od zawsze i taką potrzebę bycia na zewnątrz, nad wodą, w lesie. I nigdy nie przestałam. Nawet w intensywnych okresach zawodowych, mieszkając np. w Warszawie, łapałam wolne chwile, aby przyjechać do Poznania i chodzić po wielkopolskich lasach.
Ogólnie w jakimś stopniu zawsze byłam otwarta na rozwój i było to częścią mnie, ale na różnych etapach życia przyćmione rozwojem zawodowym, pędem za wyzwaniami, apetytem na chłonięcie życia intensywnie, chęcią sprostania wymaganiom.
Młody człowiek łatwo traci kontakt ze sobą na głębokim poziomie, bo jest bombardowany tym, że MUSI coś teraz, że powinien robić tak, a nie inaczej. Zderza się z różnymi światami, oczekiwaniami, chce nadążyć, szuka sobie miejsca w tym wszystkim.
Czy był jakiś przełomowy moment, w którym te tematy zaczęły Cię bardziej dotykać?
Zdecydowanie przełom dla mnie nastąpił cztery lata temu, kiedy świat się dla wielu zatrzymał. Był to czas na dostrzeżenie wielu spraw. Zaczęły przychodzić do mnie różne informacje, ludzie, artykuły, podcasty. Wiedza i prawda, jaka z nich napływała, to było tak naprawdę wszystko, co było mi bliskie, ale jakby wyciszone i przykurzone. I okazało się, że zawsze miałam dobrą intuicję, potwierdziło się to w różnych źródłach, którymi się otaczam, ludziach, wykładach czy książkach.
Postawienie na zwrócenie się ku sobie i swojej kobiecej intuicji było tego dopełnieniem. Przejście do innego świata, gdzie ta intuicja kobieca nie jest rozpraszana.
Mówi się, że kobiety w okresie menopauzy przechodzą na drugą stronę mocy, mogą zostać szeptuchami, wiedźmami, zielarkami, prawda? Dlatego, że mają już w sobie mądrość, ale też mocne połączenie ze sobą.
I ta intuicja zaczęła się u mnie pojawiać, przebudzać wraz z pewnego rodzaju odpuszczeniem.
Odpuszczenie, czyli niemuszenie? Na swoim Instagramie stosujesz hashtag „#musizm”. W swoich wystąpieniach mówisz o syndromie kobiecym, tzw. „ja to muszę”, i uczysz, że to wcale nie jest prawda. Czym jest #musizm dla Ciebie i kobiet w Polsce?
Odpuszczenie i słuchanie siebie. Świat nam cały czas mówi, że coś musimy. Jako kobiety musimy być „jakieś”. Musimy się zajmować rodziną, musimy robić karierę, musimy przygotować projekt, siebie, dzieci i tak dalej.
Social media, popkultura i społeczeństwo narzucają nam, że musimy być piękne, realizować się zawodowo, być ambitne, wyedukowane, wysportowane, uśmiechnięte itd.
Od pokoleń kobiety słyszą np. od ojców, że muszą być silne, od matek, że muszą być miłe, z gazet wyczytają, że muszą być piękne, od innych, że muszą być oddaną i wzorową matką, a zawodowo, np. w moim przypadku, świetną aktorką.
A Ty mówisz temu: „nie”.
Tak, ja na to wszystko mówię: „nie!”. Ja naprawdę już nic nie muszę. Mogę. Mogę chcieć i mam potrzebę mówienia kobietom, że nic nie musimy, ale możemy.
Uważam, że jedyne, co muszę, to zadbać o siebie. A jak to zrobię, wtedy wszystko dookoła będzie się układało.
Zadbać o siebie, jak rozumiem, nie tylko w kwestii wyglądu, czy bycia piękną. Czy jest jakaś definicja piękna dla Ciebie?
To kolejna rzecz, którą nam narzuca system: definicja piękna. Patrząc na promowane zdjęcia i filmy, wizerunki różnych osób w mediach, jako kobiety jesteśmy często rozczarowane sobą.
Porównujemy się do wykreowanego ideału. A przecież wystarczy spojrzeć na obrazy Rubensa i okazuje się, że tak wygląda kobiece ciało, i w czasach malarza było to uznawane za piękne. Kształty rubensowskie to nic innego jak naturalny wygląd kobiety z lekkim brzuszkiem czy dużymi udami. Tak kobiety wyglądały i nikt nie analizował tego, czy ma brzuszek, z jakiego powodu i o czym to świadczy.
Spójrzmy na siebie i na swoje ciało z akceptacją, z czułością, bez tych wszystkich etykiet, bez porównywania się. Dostrzeżmy, ile kobiece ciało ma wyzwań i ile dzielnie znosi w ciągu całego życia!
Jednym z takich okresów w życiu kobiety jest menopauza. Ten temat odważnie i swobodnie poruszasz m.in. w mediach społecznościowych. Jaka jest świadomość w kwestii menopauzy kobiet w Polsce? Czy zaczynają one bardziej odważnie o tym mówić?
Z tego, co widzę, nadal jest to temat bardzo wstydliwy. Kobiety dziękują mi za to, że o tym głośno mówię. Jest nas, kobiet w okresie menopauzy, które to robią i przełamują temat tabu, coraz więcej.
Ja dodatkowo zdecydowałam się na przejście menopauzy w sposób naturalny, więc też edukuję, pokazując, że da się spróbować takiej drogi. Myślę, że warto, bo wtedy mamy silniejszą intuicję, która nie jest tłumiona specyfikami. Nie udajemy, że jesteśmy młodsze, tylko wprost przeciwnie.
Jestem przykładem na to, że można dobrze wyglądać i wyglądać młodo i zdrowo przechodząc menopauzę. Cały czas być w zgodzie z naturą, słuchać tego zegara biologicznego i żyć z akceptacją do tych zmian i do siebie.
Jak ten temat powinien być w ogóle jeszcze podejmowany?
Myślę, że warto mówić o tym, że to jest część naszego życia, naszej przemiany i że jest to naturalne. Nie udawać, że menopauzy nie ma, nie tuszować. Mówić, edukować. Zarówno kobiety, aby nie obawiały się powiedzieć np. w pracy: „Potrzebuję wody”, czy „Potrzebuję przerwy”, jak i mężczyzn, żeby byli dla nas, kobiet, opiekuńczy i wyrozumiali.
Czy myślisz, że kobietom jest łatwo być aktorką w Polsce?
Myślę, że nie jest łatwo, a przynajmniej nie było, bo powoli się to zmienia, ale nie tylko w Polsce. Kobietom na całym świecie, bo jesteśmy bardzo wrażliwe, przyjmujemy każdą krytykę i ocenę dogłębnie. Jako aktork
i jesteśmy oceniane na każdym kroku i bywa to przytłaczające. Szczególnie na początku kariery, gdy jesteśmy młode i pełne marzeń.
Czy Twoja wrażliwość i otwartość na siebie wpływa na Twoją karierę zawodową? Czy Twoje działania mają w jakiś sposób wpływ na Twoje role i ich dobór?
Myślę, że wszystko, co robimy, ma wpływ na naszą pracę. Życie zawodowe, nawet jeśli mamy zaplanowaną karierę, toczy się po ścieżkach, na które mamy wpływ. Jako aktorki czerpiemy z siebie, ze swojego życia. Każde przeżycie, doświadczenie, emocja jest naszą pracą.
Kiedy stajemy się bardziej świadome siebie, swoich emocji i swoich potrzeb, jesteśmy w stanie lepiej oddać prawdę naszych postaci. To dlatego często mówi się, że aktorzy dojrzewają z wiekiem, bo każde przeżycie wpływa na ich grę.
Czy to oznacza, że Twoja kariera aktorska dopiero się rozkręca?
Może nie tyle, co dopiero się rozkręca, co ewoluuje. Myślę, że to niesamowite, że mogę rozwijać się i jako aktorka, i jako osoba publiczna, która inspiruje innych. Cieszę się, że mogę łączyć te role i nadal być sobą.
To inspirujące i cenne, Kasiu. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również. Cieszę się, że mogłam podzielić się swoją historią i przemyśleniami.